Otworzyłam oczy. Logan wpatrywał mi się uważnie. Znowu mnie ratuje... To
taka niezręczna sytuacja, bo on ciągle musi mnie ratować. Powoli
usiadłam, zakręciło mi się w głowie.
- Wszystko okej? - spytał Logan. Spróbowałam odpowiedzieć, ale jedynie
udało mi się wychrypieć coś niezrozumiałego. Gardło bardzo bolało.
Mimowolnie sięgnęłam do niego ręką, skrzywiłam się i zamknęłam oczy.
- Ej Sasha... - gdy je otworzyłam, Logan machał mi ręką przed twarzą. - Wszystko w porządku? - pokiwałam twierdząco głową.
- Nie wygląda. - spojrzałam na niego z wyrzutem.
Spróbowałam wstać. Czułam się tak jakby pokój pływał pode mną, Logan
musiał mnie przytrzymać, inaczej znowu wylądowałabym na podłodze.
Spróbowałam przełknąć ślinę, ale to tylko bardziej zabolało. Powoli
wyszliśmy z piwnicy.
- I co teraz? - dalej miałam chrypkę, ale przynajmniej mogłam mówić. Dopiero teraz zobaczyłam rozcięcie na twarzy Logana. - Auć.
Poszliśmy do tej samej kuchni co ostatnio. Wzięłam szklankę, wlałam do
niej chłodną wodę z kranu i napiłam się. Wzięłam drugą szklankę i
podałam Loganowi. Delikatnie przemyłam wilgotną szmatką ranę na jego
twarzy.
- I co teraz? - spytałam znowu.
<Logan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz