Byłem na siebie zły, ale i także smutny. Ze skoczyłem z drzewa i poszedłem do miasta. Miałem tam kumpla, który pracował w siłowni. Mogłem sobie wchodzić tam. Rozebrałem koszulkę i zacząłem z całych sił uderzać w worek treningowy. Podszedł do mnie brat. ( dorabiał sobie tu )
- Znów zły dzień ? - zapytał się
- Trochę - powiedziałem
- Serio ? Po twoim uderzaniu w worek widzę że bardzo zły
- Dobra nie był najlepszy
- Eri ?
- Taa... Nie rozumiem jej...
- Wiesz dziewczyny są trudne do zrozumienia
- Masz rację, choć ci to mówię rzadko
- Dzięki, ale co zamierzasz zrobić?
- Nic, najlepiej dam jej czas na przemyślenia, zresztą ja też trochę potrzebuję czasu... Może znów gdzieś ucieknę z akademii...
- Beze mnie ?
- Przeżyjesz
- No weź
- Sorry... Naprawdę przeżyjesz z dwa dni...
- No dobra - powiedział i szturchnął mnie w ramię
- Co ?
- Eri idzie... - odszedł na bok
Naprawdę jak ona mnie tu znalazła. Podeszła do mnie.
< Eri ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz