Lot przebiegł bez większych przeszkód. Dwa, może trzy razy prawie "spadłam z nieba", ale poza tym było całkiem nieźle.Gdy Melive wpadła do jaskini, ja krzątałam się po kuchni. Nalałam jej pełny kubek krwi i postawiłam na ladzie oddzielającej kuchnię od reszty. Sobie przygotowałam gorący kubek herbaty i dwie kanapki. Po posiłku podeszłam do apteczki i wyciągnęłam z niej małą strzykawkę. Przyłożyłam sobie jej zawartość do przed ramienia i wstrzyknęłam zawartość.
- Spokojnie... - powiedziałam widząc zaniepokojone spojrzenie Mell - To taki specjalny specyfik... Takie antidotum na wszystkie szkodliwe substancje.
<Melive?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz